27 kwietnia 2013

Essie Forever Yummy

Essie Forever Yummy nr 57 kupiłam trzy dni temu w SuperPharm w promocyjnej cenie 26,24zł. Na wszystkie lakiery jest teraz promocja -25%, warto skorzystać. Ja już od dawna chciałam mieć tę czerwień, to teraz mam :)

W buteleczce wygląda na czerwony, który może zawierać odrobinę maliny, ale to złudzenie widoczne tylko w butelce, bo na paznokciach nie ma śladu maliny. To piękna jabłkowa czerwień, bardzo klasyczny odcień, nieordynarny, przepiękna czerwień mocno rumianego jabłka. Co ciekawe, wcale mi się z krwistością nie kojarzy...

Już widzę, że trzyma się świetnie na moich paznokciach, bo odprysków na razie nie ma. Lakiery Essie jakoś dużo dłużej się ładnie trzymają na moich paznokciach niż inne lakiery i za to je między innymi polubiłam!

Na paznokciu 2 warstwy + Seche Vite, światło dzienne.





Buteleczki lakierów Essie dostępne w polskich stacjonarnych sklepach (znam trzy: Superpharm, Douglas i Hebe) mają szeroki pędzelek. Ja go bardzo lubię, bo u mnie wystarczy jedno pociągnięcie, żeby prawie cały paznokieć był pomalowany. Tyle, że ja mam dość szeroką płytkę paznokcia. Na wąskich paznokciach  trzeba by było mniej nabierać lakieru na pędzelek i malować delikatnie przykładając do płytki paznokcia, bez naciskania. 

Lakiery Essie kupowane lub ściągane ze Stanów, z numeracją trzycyferkową, mają cieńszy pędzelek, który nie jest wcale zły, ale trzeba podczas malowania więcej razy pociągnąć po paznokciu. 

Ja wolę szerszy pędzelek, jakoś wydaje mi się wygodniejszy, a Wy jaki wolicie?

24 kwietnia 2013

Rosyjskie kosmetyki do włosów

Kilka miesięcy temu połasiłam się na kilka rosyjskich kosmetyków, które od dawna mnie interesowały. Muszę przyznać, że jestem mile zaskoczona! Wśród kilku pozycji znalazłam perełki :) Dzisiaj dwa produkty do włosów. 

Balsam na brzozowym propolisie nr 2 Planeta Organica, producentem jest Pervoe Reshenie (ООО "Первое Решение") firma, która od 2002 roku, produkuje organiczne kosmetyki, opierając się na wieloletnich doświadczeniach zielarskich mieszkańców Syberii.

Jednym zdaniem: jestem zachwycona tym produktem! Duże, wygodne opakowanie 600ml zawiera seledynowy, dość rzadki, ale nie rozlewający się balsam regenerujący do włosów, który nakłada się na wilgotne, umyte włosy, zostawia na kilka minut i zmywa. Ja zazwyczaj trzymam odżywki na włosach 10-20min. To najczęściej wystarcza by włosy wzięły to, co potrzebują.


Moja opinia: Ten balsam przede wszystkim nie obciąża moich włosów, powoduje, że stają się one śliskie, lekkie, sypkie i błyszczące, oraz wygładzone. Na moje włosy działa nawilżająco. To wszystko, co mi potrzeba, naprawdę włosy bardzo dobrze po nim wyglądają. Pachnie ziołowo, nienarzucająco i niedusząco. Stosuję już od kilku miesięcy średnio 2x w tygodniu i cały czas jestem przyjemnie zaskoczona, ponieważ często inwestując w drogie produkty do włosów nie spodziewałam się tak dobrego efektu po odżywce kosztującej niecałe 20zł! 

Dodatkowo świetny jest skład produktu, nie zawiera SLS, parabenów i silikonów, za to ma mnóstwo syberyjskich ziół i naturalnych produktów wg receptury zielarki Agafii Jermakowej: brzozowy propolis, wyciąg z kory brzozowej, pyłek z kwiatów brzozowych, organiczny ekstrakt pokrzywy, olejki eteryczne żeń-szenia i wrzosu, miód lipowy, smółkę z brzozowych kotków, żywicę sosny długoigielnej, wosk pszczeli.

Całość działa przeciwzapalnie, antybakteryjnie i gojąco, poprawia ukrwienie skóry głowy, zapobiega łysieniu i wypadaniu włosów, posiada działanie regenerujące i wygładzające. Moje cienkie, delikatne włosy bardzo polubiły ten balsam. A ja jestem spokojna, bo wiem, że jak go użyję, to będą wyglądały bardzo dobrze. lubię taki komfort.


Złota ajurwedyjska maska do włosów Planeta Organica, producent Pervoe Reshenie.
Zachęciła mnie do zakupu, bo złota, bo gęsta (tak ma w nazwie po rosyjsku), bo ajurwedyjska. Stworzona została na bazie indyjskich ziół, a aktywne składniki stoją wysoko w składzie, czyli jest ich dużo. Są tam między innymi: organiczny olej z drzewa Nim, organiczny olej z drzewa sandałowego, wąkrotka azjatycka i jagody acai.

Maska ma mieć działanie intensywnie nawilżające, odżywcze i regenerujące, wzmacniające i stymuluje wzrost włosów, odnawiające strukturę osłabionych i kruchych włosów. Maska jest w zakręcanym, dużym 300ml słoiczku.



Moja opinia: pierwsze, co się rzuca w oczy po otwarciu opakowania, to gęsty krem w złotym kolorze, mieniący się tak, że chce się po niego sięgnąć. To złote masełko już samym swoim wyglądem poprawia humor, bo przecież nakładać złoto na włosy to sama przyjemność. Maska ma niestety dość intensywny zapach, w którym przebija złamany czymś sandałowiec, takie wilgotne kadzidło. I właśnie zapach mi się nie podoba, jest ciężki, jaki ma wiele indyjskich produktów i na dodatek utrzymuje się długo na włosach. Maska działa mocno i chyba nie do końca nadaje się do moich cienkich i delikatnych włosów, ponieważ je trochę obciąża. Poza tym włosy są oczywiście lśniące, sypkie i wygładzone.
Rzadko sięgam po tę maskę. Pomimo jej cudnego wyglądu odrzuca mnie zapach, bo nie przepadam za mocnymi, narzucającymi się aromatami. Poza tym moje włosy chyba nie potrzebują aż tak mocnego jej działania.

Wiosennie pozdrawiam :)

13 kwietnia 2013

Glossybox jak to w kwietniu, trochę tego, trochę owego..

Kwietniowe pudełko Glossy otwarte. Oto co w nim znalazłam:



Pierwsza rzecz, którą chwyciłam w dłonie to dezodorant nawilżający RSS Dermo Rassoul. Nie kojarzę tej firmy, ale dezodorant ma bardzo przyjemny zapach i nie ma w składzie alkoholu. Używając ostatnio dezodorant w sztyfcie Dove jakoś nie czuję się zbyt komfortowo, miałam kupić swego pewniaka (świetny Yves Rocher z zieloną herbatą), ale jak dostałam ten, w dodatku w pełnowymiarowym opakowaniu, i jeśli się sprawdzi, to u mnie zostanie.


Kolejną rzeczą jest peeling cukrowy Yasumi. Firma kojarzy mi się z depilacją laserową IPL i różnymi zabiegami. Peeling po pierwsze pięknie pachnie, świeżymi cytrusami! Po drugie dobrze ściera, cukier się szybko nie rozpuszcza, jest dość ostry. Po trzecie natłuszcza skórę olejkami, co uwielbiam i staje się ona delikatna i pięknie pachnąca.. Polubiłam ten peeling już po pierwszym użyciu :) Pojemnik prawdopodobnie użyję jeszcze przekładając do niego bieżący peeling idąc na basen lub zabiorę w podróż.

Rzeczą, która mnie najbardziej zainteresowała w tym boxie, jest intensywne serum rewitalizujące BIOLIQ. Szklana butelka z pipetą, świetnie opisane opakowanie, z fachowymi nazwami: "laktony seskwiterpenowe", "keranocyty", "preadipocyty", "adipocyty", których na razie nie rozumiem, ale już z "ekstraktem z kawioru" nie miałam problemu.. ;) Sera lubię, są bardziej skoncentrowane niż kremy i szybciej widać rezultaty. To serum pachnie dość nienarzucająco, na twarz i dekolt położyłam dwie pipetki, cera stała się lepka niestety i jakieś 5 minut to się wchłaniało. Miałam uczucie lekkiego ściągnięcia. Czyżby to było to 'modelowanie twarzy' czyli po prostu lifting (naciąganie)? 


Następny produkt to organiczny krem do ciała Love me Green, 99% natural. Składa się z wyciągu z liści aloesu, olejku migdałowego z farm organicznych oraz kilkunastu innych rzeczy, co widać na załączonym zdjęciu. Ma przyjemny zapach, żółtawy kolor, szybko się wchłania w dłonie, które nim wysmarowałam, nie jest tłusty, a ja mam ochotę się gładzić po dłoni, bo jest tak a przyjemnie miękka i aksamitna w dotyku.. Szkoda tylko, że produkt drogi, bo 200ml kremu to 129zł. My dostajemy 30ml. Tak akurat do torebki :)


Charmine Rose z serii Salon & SPA: nawilżająca emulsja do stóp. Całkiem przyjemnie, owocowo pachnie, dość intensywnie, co chyba jest domeną tej marki.. Ma poprawić kondycję stóp, można stosować do masażu, czyli pewnie szybko się nie wchłania ;) oraz można stosować jako podkład pod ... płat gipsowy?? Aż się zainteresowałam co to.. :) Otóż jest to okład z mokrych pasów, które po ok. 20min. twardnieją i zdejmuje się je jak odlew ciała. Pod te płaty daje produkt kosmetyczny, czyli np. ten krem.

Dodatkowo dostałam w pudełku prezent od Glossy: zestaw 5 gumek do włosów w jaskrawych kolorach, kartkę z opisami produktów, zniżkę na zabiegi w Yasumi 40zł (skorzystam) oraz voucher 40zł na zakupy w sklepie internetowym Love me Green (gdy wyda się tam przynajmniej 200zł).


Nie do końca rozumiem tylko tematykę pudełka.. ma ono zachęcać do aktywności fizycznej. Nie wiem, czym zachęca, bo nie ma tu nic, oprócz napisu "kwiecień to pora na wyjście z siłowni na powietrze .. rower lub rolki"? Kosmetyki nie mogą zachęcić w żaden sposób do sportu, więc temat jak z choinki trochę i nijak nie pasuje do kosmetyków z pudełka. Ewentualnych powiązań do sportu szukać można trochę na siłę, a właściwie dopasować można jedynie dezodorant i gumki do włosów.

Czy mi się pudełko podoba? Podoba, chociaż chciałabym w każdym dostać coś, co bym chwyciła z zachwytem krzycząc: "moje Ci to"! A przy tym pudełku tak nie krzyczałam :)

09 kwietnia 2013

Essie nowa miłość..

Lakier Essie miałam do tej pory jeden, kupiony dawno temu. Do tej pory, tzn. do momentu uświadomienia sobie, że chcę skorzystać z promocji w Superpharm takiej, że kupuje się dwa lakiery i dostaje przy kasie trzeci. Okazało się, że przy kasie mogę sobie wybrać jeden kolor z 3 promocyjnych. 
Tylko jeden z nich mi się spodobał, jasny mleczny lekko różowo-fioletowy nr 39 neo whimsical. Pozostałe to perłowy prawie biały oraz jakiś szaro-bury, które w ogóle nie wzbudziły we mnie emocji i nawet nie zapamiętałam numerów. 

Ponieważ marzył mi się wcześniej nr 41 island hopping, to w szafie do niego dobrałam jeszcze nr 40 demure vix i z 39 neo whimsical stanowią komplet do wykonania np. ombre.





Essie nr 41 island hopping - dla mnie to brudny fiolet udający brudny róż, to jagody leśne mocno rozmyte w odrobinie śmietany z żurawinąy. Lakier kremowy, bezdrobinkowy.
Essie nr 40 demure vix - beżo-szaro-łosoś z fioletowym poblaskiem, drobinki są, bardzo delikatne i widoczne wyłącznie na poblasku. Piękna odmiana nudziaka z niespodzianką, ponieważ poblask nie świeci mocno, ale czasem się niespodziewanie pokazuje.
Essie nr 39 neo whimsical - kremowa, zaróżowiona leciutko śmietanka. Bezdrobinkowiec, chłodny odcień, cudo!

Myślałam, że to island hopping będzie dla mnie faworytem, ale na przekór moje serce podbiły właśnie dwa pozostałe. Oto manicure z demure vix na paznokciach, na serdecznym zrobiłam serduszko z neo whimsical :) Zdjęcia robione w świetle dziennym, nie widać fioletowego poblasku za mocno. Dwie warstwy + top Seche Vite.





Mój stary lakier to beż z miedzianym shimmerem. Delikatnym. Powyżej ostatni na zdjęciu. To nr 590 pincadelic. Jest starszy i od nowych różni się przede wszystkim pędzelkiem, który jest dużo cieńszy i przez to mało wygodny.
W lakierach Essie, które kupiłam podobają mi się nie tylko szerokie pędzelki, takie jak w Essence Colour&go, ale również to, że dłużej trzymają się na moich cienkich paznokciach. Inne lakiery po 1-2 dniach są do zmycia, te po 2 dniach są w porządku :) Po 3 dniach potrzebują małych poprawek. Ale kto tam wytrzyma z jednym lakierem więcej niż 3 dni?

06 kwietnia 2013

Jolly Jewels 115

Lakier Golden Rose z serii Jolly Jewels nr 115 jakoś nie wpadł mi w oko przy poprzednich zakupach, dopiero jak na początku roku pojawiło się 6 nowych kolorów od numeru 118 do 123 zapragnęłam mieć dwa kolory z nowych i jeden starszy, właśnie numer 115. Powodem zapewne była chęć szybkiego przywołania Wiosny, bo to kolor bardzo odpowiedni na cieplejsze dni ... ale jak na niego teraz patrzę, mając jeszcze po szyję śniegu za oknem, to muszę przyznać, że na zimne też pasuje. Dla rozweselenia nastroju - bo tak właśnie na mnie działa :)

Mleczna biała baza + kolorowe confetti: białe, fuksjowe, pomarańczowe, złote, zielone i niebieskie. Całość niby przepełniona kolorami, ale jakoś tak delikatnie i nienachalnie, na co wpływa duża ilość jasnych kolorów, stapiających się z bazą. Dwie warstwy wyglądają już dobrze. Pokryte topem (tu Seche Vite) dostają trójwymiaru.

Maluje się te lakiery w ten sposób, że pierwszą warstwę jak każdy inny lakier, pociągnięciami, druga warstwa wymaga oprócz pociągnięcia również miejscowego stemplowania, żeby pokryć równomiernie glitterem miejsca oporne. I wychodzi coś takiego: