28 grudnia 2012

Jolly Jewels nr 115

Uwielbienie do serii JJ nadal trwa i  nie zniechęca mnie przynajmniej na razie masakrycznie słaba ich trwałość. Lakier potrafi nie wytrzymać nawet 3 godzin bez odprysków, ale prawdą jest też to, że są to tego typu lakiery którymi łatwo nanieść poprawki. Dlatego też nie poddaję się i zabieram do torby ze sobą lakier i poprawiam jak trzeba :).
Dzisiaj w roli głównej kolejny lakier - na brudno białej, jasnoszarej bazie znajduje się masa kolorowych, okrągłych glitterów. Mamy tu drobinki w kolorze żółtym, pomarańczowym, błękitnym, białym, fuksjowym, zielonym.  Są tez małe brokatowe drobinki różowe i pomarańczowe, i błękitne. Drobinek różnej wielkości jest dużo i po dwóch warstwach lakieru ukazuje się już satysfakcjonujący efekt.
Na zdjęciu: bazą jest NailTek II + JJ 115 + dwie warstwy top coat'u Seche Vite (po jednej powierzchnia paznokcia była za bardzo chropowata).


25 grudnia 2012

Jolly Jewels nr 110

Lakier od Golden Rose nr 110 z serii Jolly Jewels, który roboczo nazwałam we wpisie zakupowym jako makówkowy zawrót głowy, był pierwszym lakierem tej serii, który mnie zaintrygował. W buteleczce biała, mleczna baza z zatopionym matowym brokatem, jakby wrzucono tam ziarenka maku oraz sześciokątnym glitterem, błyszczącym metalicznie na czerwono. Lakiery tej serii, również ten mają ciekawą właściwość, baza jest półtransparentna, żelkowa i zatopione głębiej drobiny są jakby za lekką mgiełką, co daje ciekawy efekt trójwymiarowości.

Zdjęcia powstały w świetle dziennym, kolejne warstwy na paznokciu: baza-odżywka 8w1 Eveline, dwie warstwy lakieru Jolly Jewels 110, warstwa top coat'u Seche Vite.

21 grudnia 2012

Jolly Jewels w akcji

Zrobienie dobrego zdjęcia błyszczącym paznokciom, próbowałam i zrobiłam wszystko co mogłam żeby oddać to co widziałam na swoich dłoniach. A muszę się przyznać, że zakochałam się w serii lakierów GoldenRose Jolly Jewels. Pisała już o tym Jola tutaj, ja dzisiaj postanowiłam rozpocząć serię postów JJ w akcji.
Na pierwszy front poszedł zestaw kolor złoto - różowy.


Na całej płytce znajduje się najpierw jako baza Nailtek II, następnie dwie warstwy lakieru Trosani 040 i na końcówkach a właściwie prawie na połowie płytki ale na końcówkach najbardziej skoncentrowany lakier JJ 103 - czyli lakier z drobnymi i dużymi płatkami brokatu zimno złotego, z dodatkiem średniego brokatu różowego - zestawienie kolorystyczne rewelacyjne i nie posądzałam siebie wcześniej o lubość do złota - a tu proszę. Jeszcze w kilku kolorystycznych zestawieniach na pewno go zastosuję.
Kolejne mani, ożywiające zimową atmosferę jest zestaw zielono - złoto - fioletowy.


Uwielbiam zestawienie zieleni i fioletu więc ze świecącymi się oczami zerkam na swoje pazury.
Na paznokciach na bazę położyłam dwie warstwy soczystej zieleni z China glaze 949 i znowu od strony końcówek w kierunku środka płytki JJ 106. W obu opisywanych przypadkach wysuszacz mix SV i NailTek Quicken. Przy okazji dlaczego taki mix wyszedł - Seche Vite jak wiadomo szybko lubi się zagęszczać i być niezdatny do użytku, więc Quickerem po prostu rozcieńczam go i uzdatniam do użytku. Już teraz nawet nie jestem w stanie powiedzieć jakie są proporcje bo kilkukrotnie dolewałam po kilka kropel.


19 grudnia 2012

Goldenbox 2012

Goldenbox to specjalna, świąteczna wersja Glossybox, w którym miało być 5 pełnowymiarowych produktów do makijażu. Przyznaję, że koszt 99zł tego limitowanego pudełka nie jest niski, ale jako że dostałam zwyczajne pudełko Glossy za punkty, to pozwoliłam sobie samej sprawić taki mały prezent-niespodziankę... Jakkolwiek bym się nie tłumaczyła ;) pudełko kupiłam i właśnie dzisiaj dotarło do moich rąk.

Z opakowania wyjęłam całkowicie złote pudełko, zapinane z przodu na magnes. Po otwarciu pojawiła się karteczka i sztuczne rzęsy i zawartość, przewiązana czarną, brokatową wstążką - dla takiej sroki jak ja, akurat :) I dla mojego kota, który uwielbia ganiać za wstążkami z glossy... ;)


Zajrzałam do środka i nie wiedziałam za co na początku chwycić... Fioletowy lakier! ... coś do policzków .. coś do oczu "smokey look" .. coś Kryolanu i coś złotego pod tym wszystkim..

A po kolei mamy: ModelCo CHEEK & LIPS w różowym pudełku lustrzanego koloru tubka, a w niej czerwony żel, którego mała ilość nałożona na policzki będzie je różowić, a jak położymy na usta ma je podkreślić, yhymmm... seksownie.. no tak.. zobaczymy co i jak. U mnie chyba jednak będzie tylko na policzki, bo większych ust nie potrzebuję. Swatche i produkt poniżej. Musi to być dość trwały produkt, bo ledwo z ręki zmyłam..

Lakier do paznokci ma szarofioletowy kolor o nazwie "Lowndes Square". Uwielbiam lakiery, ten mi się bardzo podoba i już mam na niego pomysł: małe zdobienie z lawendowo-miętowym lakerem z Golden Rose, który pokazywałam w poprzednim wpisie. Lakier jest firmy nails inc. London.


Paletka NYX Cosmetics. Tak, tak paletka One Night in Morocco w małym, zgrabnym opakowaniu, dwupoziomowa. Na pierwszym poziomie mamy lusterko, bazę pod cienie i 8 cieni matowych, 4 z nich mają bardzo delikatne drobinki, ale naprawdę dyskretne. Na drugim poziomie są błyszczyki do ust. Paletką można wykonać makijaż smoky eyes lub też delikatny, co zależy w sumie od naszych umiejętności. Ciekawa jestem cieni NYX, bo dotąd nie miałam okazji poznać tej firmy.


Tusz to rzęs firmy BM Beauty Lash Thickening Mascara, czarny i wodoodporny. Ma podkreślać rzęsy poprzez ich wydłużenie. Nigdy nie kupowałam wodoodpornych, zawsze zwykłe, więc ten jest moim pierwszym. Kolejnym produktem jest błyszczyk Kryolan Professional Make-Up High Gloss. W sumie to wygląda trochę jak lakier do ust, ma pędzelek i jest żelkowy. Mocny, czerwony, krwisty kolor. Piękny!!! Na co dzień jednak będę bardzo delikatnie rozcierać na ustach pół kropki, wystarczy by nadać kolor, ale i nawilżyć. Widzę po pierwszych testach, że może być bardzo trwały, nadaje ustom piękny, ale jakby to ująć niestandardowy połysk. Podoba mi się.


Glossy dodatkowo zapakował w pudełko dwa prezenty: sztuczne rzęsy i skórzaną, złotą i bardzo miękką kosmetyczkę.


I na koniec wszystko w jednym. Muszę przyznać, że zawartość Goldenboxa bardzo mi się podoba. Mam nadzieję, że paletka cieni i błyszczyków się sprawdzi, byłaby świetnym pakietem w podróży. Lakier zawsze się przyda :)
Sztucznych rzęs nigdy nie składało się kupić, bo nie wiadomo jakie i nie wiadomo czy podpasują, teraz sobie potestuję.. Różu do policzków w żelu byłam ciekawa i nie miałam jeszcze tej formy do różowienia się.. krwisty błyszczyk jest niesamowity, więc nawet, no wiecie, ponarzekać nie można ;)

18 grudnia 2012

Lakiery Jolly Jewels

Golden Rose Jolly Jewels Nail Lacquer to wyjątkowa seria lakierów do paznokci, którą jak tylko zobaczyłyśmy z Madziulą, to zapragnęłyśmy mieć, jak na prawdziwe lakieromaniaczki przystało. Wybierałyśmy długo, aż w końcu każda z nas zdecydowała kupić tylko po 4 lakiery. Ciekawe, że po dwa wybrałyśmy takie same :)

Dlaczego te lakiery są takie niezwykłe? Ponieważ są pomysłowe! W końcu coś z polotem i porywającego, coś innego. Pomysł jest genialny, bo jakoś nikomu w Polsce do tej pory nie wpadło do głowy dosypać do lakieru różnych drobinek, glitteru i skomponować z tego kolorowe warianty. I właśnie to mnie w nich urzekło. Na dodatek firma obmyśliła to w ten sposób, że lakiery mają półprzezroczystą bazę, żelkową, taką, która pozwala na najróżniejsze kombinacje. Można więc albo nakładać lakier samodzielnie, jako jeden, albo pokrywać nim inny lakier i za każdym razem mieć inny rezultat na paznokciach. Fajne? Fajne! :)

A oto co sobie zakupiłyśmy:

Od lewej nr: 110, 105, 103, 107, 106, 117

Od lewej nr: 110, 105, 103, 107

 Od lewej nr: 110, 103, 106, 117

Od lewej nr: 110, 105, 103, 107, 106, 117 

Jest jedna rzecz, której mi brakuje w tych lakierach, a mianowicie mogłyby jakoś się fantazyjnie nazywać, tak, żeby przyciągały nie tylko wzrokiem, ale i nazwami. Wszystkie topowe firmy lakierowe stosują nazwy, co więcej często są to bardzo inteligentne, skojarzeniowe, a te lakiery aż się o to proszą! 

Pokusiłam się o próby nazwania lakierów (tylko próby!) i ich opis:
nr 110 - makówkowy zawrót głowy, baza mleczna z zatopionym małym, czarnym, matowym brokatem przypominającym ziarenka maku i błyskającym czerwonym gliterem, jak płatki makowe.
nr 105 - lawendowomiętowo mi, fioletowo-różowa baza półprzeźroczysta z jasnozielonymi większymi hex glitterami oraz z małymi błyszczącym fuksjowym brokatem
nr 103 - ozłocono mi różę, niesamowity kolor złoto z bladym różem, złote drobinki wpadające lekko w żółto-zielonkawy odcień, do tego dorzucono kilka fiolotowo-różowych iskierek i dodano bladoróżowo-miedziane płatki. Cudeńko! I tak jak ja nie lubię złotych dodatków, to ten uwielbiam, bo całość wpada w chłodny odcień!
nr 107 - lazur oczu twych.., to lakier miliona iskierek głębin lazurowej zatoki turkusu i zieleni oraz srebrnych refleksów. Niesamowity i mocno błyszczący. Zawiera niewielki turkusowy glitter, reszta to iskierki!
nr 106 - multticonfetti - składa się z drobnego brokatu, błyszczących kanciastych płatków w kolorach zielonym, fioletowym, złotym i turkusowym. Świetny kolor, taki nieoczywisty..
nr 117 - poszukaj złota w skale, czarna, żelkowa baza ze złotym glitterem. Piękna, dająca efekt trójwymiarowości, jak wszystkie te lakiery, ponieważ część brokatu jest zatapiana i tłumiona następną warstwą. Ten lakier jak żaden z testowanych, wymaga dla podbicia tego efektu przezroczystego topu na wierzch, wtedy dopiero widać co w sobie kryje.

12 grudnia 2012

Glossybox w grudniu

I znowu minął miesiąc... pora więc na Glossyboxa. W tym miesiącu będę miała dwa, bo kupiłam jeszcze box świąteczny - złoty, który pojawi się za 5 dni.. To już nieuleczalne... ;)

Grudniowy box przybył do mnie dzisiaj i od razu w oczy rzuciła mi się marka Clarena, którą dzięki Glossybox zdążyłam bardzo polubić. Mamy tu Stem Cells Cream, czyli krem z roślinnymi komórkami macierzystymi. Z komórkami macierzystymi nowoczesna medycyna wiąże wielkie nadzieje, a naukowcy pracują nad tym, żeby takie komórki mogły zastąpić dowolną, uszkodzoną tkankę. W skrócie: krem na czasie :) Jego zadaniem jest uelastycznić skórę, zahamować ewentualne stany zapalne i zmniejszyć podrażnienia.





Drugim produktem, o którym jest głośno na blogach i vlogach, zwłaszcza dziewczyn z Anglii, jest suchy szampon Batiste. Ciekawie będzie go porównać do innego suchego szamponu, który był w maju - Rene Furterer. Tamten po pierwszym użyciu niespecjalnie mi się spodobał, bo zmatowił moje naturalnie błyszczące włosy. Drugie podejście pomogło mi przetrwać 1 dzień w miarę rozsądnie. Trzecie podejście to będzie już ten szampon i porównanie obu. Jestem ciekawa nad czym tak zachwycają się dziewczyny z UK...
 

Kolejny produkt to płyn micelarny firmy Yasumi Micellar Liquid 3 in 1. Zobaczymy, czy przebije mojego ulubionego Vichy. Od tej firmy mamy też zniżkową kartę zmniejszającą kwotę o 30zł na depilację laserem IPL lub zabieg kosmetyczny. I ostatni z pielęgnacji: Au Lait Body Milk firmy Scottish Fine Soaps Company. Nie znam firmy, zobaczę co to :)

O firmie Model co też nie słyszałam, a dostałam z niej Lip Duo, czyli błyszczyk i pomadkę w jednym..Tej firmy nie ma w Polsce, błyszczyk wg Glossy kosztuje 120zł, co wydaje się bardzo wysoką ceną patrząc na opakowanie, które niezbyt mi się spodobało. Za tę cenę mogłoby być przynajmniej praktyczne. Ma lusterko, którego nie da się użyć podczas malowania ust, bo jest na rączce szminki lub błyszczyka. Potem można sobie sprawdzić ew. czy równo nam się udało, ale przecież nikt nie maluje ust "na ślepo"! Mam nadzieję jednak, że produkt jako taki sam się obroni, bo pomimo mojego jęknięcia na widok koloru (brązowawy!) na ustach nie wyglądał źle, błyszczyk natomiast jest bardzo przylegający i mocno nawilża usta.


 Produktem VIP w pudełku jest HD Eyeliner Kryolanu. To produkt dodatkowy, który otrzymuje się, gdy się zakupiło pod rząd 6 pudełek. Ucieszyłam się z niego najbardziej, tuz po kremie Clareny :) Jest smolisto-czarny. Jutro będzie u mnie na linii rzęs.. :)

 

"Tużprzedwiąteczne" pudełko zawiera również dla nas prezent. Spodziewałam się, muszę przyznać :) Ogrzewacze do rąk uwielbiam zimą, stosuję i na pewno tego też będę używać. Bileciki do prezentów podaruję zaś Św. Mikołajowi, który będzie rozkładał prezenty pod choinkę...


17 listopada 2012

pielęgnacja paznokci

Paznokcie regularnie maluję od początku tego roku. Moim noworocznym postanowieniem były codziennie pomalowane paznokcie i w ciągu tego roku rzeczywiście kilkanaście dni w sumie miałam je niepomalowane, choć zawsze z odżywką przynajmniej.
Moim problemem na początku była duża łamliwość paznokci oraz rozdwajanie się płytki. Potrafiły mi się rozdwoić do połowy płytki. Także utrzymanie mojego postanowienia nie było łatwe. Przeszłam przez różne bazy pod lakier. Używałam bazy z pierre rene, bazy orly - zarówno tej pomarańczowej jak i tej kredowej, jednak nie było rewelacji, mimo iż po cenie tych ostatnich liczyłam na super jakość - ale widocznie nie na moich paznokciach orlynumery ;). Kilka dobrych miesięcy używałam odżywki eveline 8w1 - na szczęście na mnie działała tylko dobrze (nie miałam żadnych skutków ubocznych opisywanych w blogsferze). Obecnie używam jako bazy Nailtek II. Lakiery mam przeróżne tanie i drogie, bardziej lub mniej kolorowe - tu można zobaczyć moją kolekcję. Jeśli chodzi o utrwalacz to używam mieszanki Seche Vite rozcieńczone (bo jak wiadomo szybko gęstnieje mimo małej buteleczki) + Nailtek Quicken. I o dziwo ten chemiczny eksperyment świetnie sobie radzi. Są lakiery, na przykład Miss Sporty - które trzymał się 5 dni i aż mi się znudził, odrobinę tylko ścierając się na brzegach.
Nie łudzę się, że dobry stan moich paznokci to jedynie Nailtek, wydaje mi się, że za twardość i mniejsze rozdwajanie odpowiada inna mieszanka chemiczna, tym razem dostarczana doustnie - biotyna+mega krzem. Uprzedzam jednak lojalnie, że ubocznym czynnikiem tych dwóch suplementów jest szybszy porost owłosienia wszelakiego hihi.

Dzisiaj na moich paznokciach jesienne niebo nocą, czyli 2 warstwy fioletu 425 Flomaru + top coat Golden Rose Paris nr 70 - czyli mieniące się pałeczki. 

12 listopada 2012

Pierwsze wrażenia z listopadowego Glossyboxa

Okazuje się, że zawartość pudełka Glossybox całkowicie na razie zaspokaja moje potrzeby nabywania kosmetyków i testowania nowości. Jak na razie część rzeczy, które dostawałam były dla mnie znane, ale raczej ze słyszenia o nich, niż własnego próbowania. Pudełkowe miniaturki są w sam raz do testowania i dla mnie wystarczają, żeby podjąć decyzję o ewentualnym zakupie pełnowymiarowego opakowania.

Listopadowe pudełeczko bardzo mi się spodobało, nawet pomimo tego, że dostałam kolejny, trzeci już krem pod oczy. Takich kremów mam już zapas na pół roku. Co jeszcze było w pudełku? Voucher na zakupy 20% do answear.com, serum Lierac, krem BB, baza pod cienie i miniaturka wody perfumowanej! Zobaczcie:


Wszystko dotarło do mnie w różowym (niestety, bo mam lekką awersję do tego koloru) pudełku z czarnym wypełnieniem, zawiązanym wstążką. Pierwsze, co chwyciłam do ręki, była to miniaturka wody perfumowanej francuskiej marki Chloe. Nie wiem, czy było zróżnicowanie zapachów, ale ja dostałam akurat taki, który już mam i który nosiłam na sobie już dawno temu, kiedy jeszcze nie był dostępny w Polsce. Potem jak się pojawił kupiłam buteleczkę i codziennie zachwycałam się tym lekkim i świeżym zapachem. Ucieszyłam się z miniaturki z Glosyboxa i potraktuję ją iście kolekcjonersko. A co.


Krem BB wprawił mnie w lekki popłoch. Ponieważ znając już nieco koreańskie kremy BB najróżniejszych firm bałam się rozczarowania, ale przecież to tylko 5ml, więc w sam raz do testów. Z doświadczenia wiem, że spokojnie na 2-3 tygodnie codziennego używania wystarczy. Z kartki informacyjnej przeczytałam, że pełnowymiarowy produkt kosztuje 203zł za 30ml! Zaskoczyli mnie, bo kremy bb kupuję w granicach do 100zł, a zazwyczaj koło 60-80zł.

Jak wrażenia? Krem nie jest zły, zachowuje się jak krem BB, czyli przede wszystkim nawilża, częściowo chroni przed słońcem (naturalne filtry przeciwsłoneczne, nie podano jakie, więc pewnie niskie faktory) i przede wszystkim dostosowuje się do koloru skóry. Tą ostatnią właściwość kocham w kremach BB, ponieważ dla mnie, bladolicej, jest ratunkiem wśród często za ciemnych podkładów na naszym rynku kosmetycznym. Nie bójcie się koloru kremu BB, on może w słoiczku być nawet i zielony, a skórę pokryje świetlistym beżem. O kremach BB mogę długo, ale żeby się nie rozpisywać dodam, że jest wystarczający, by wyrównać koloryt cery i zakryć delikatne piegi i ew. przebarwienia. Jest przy tym delikatny, ładnie pachnie i daje naturalne wykończenie makijażu. Ja jednak pozostanę przy swoich ulubionych koreańskich kremach BB, bo działanie porównywalne, a cena dużo niższa. Chociaż przyznaję, całkiem udany produkt, byłby jeszcze bardziej, gdyby nieco mocniej krył.
 

Kolejny produkt to Lierac Luminescence Serum, w 8ml tubce z delikatnym połyskiem perłowym, sugerującym zawartość. I rzeczywiście w środku bardzo lekki, prawie płynnej konsystencji krem mający dawać rozświetlenie i ujednolicenie cery. Po nałożeniu na skórę delikatnie rozświetla, ale nałożenie na niego kremu BB skrywa ten efekt. Producent sugeruje wymieszanie tego serum z podkładem/kremem na dzień. Nie kupię go, ponieważ na drugim miejscu ma składnik, który mnie zapycha, ale przetestuję do dodając do swojego kremu na dzień, może mnie za kilka dni bardziej zachwyci? Jak nie zapcha..


Krem pod oczy Glyskincare Hydrating Eye Cream ma leciutką konsystencję, porównywalną do Flos-lek. Produkt  pełnowymiarowy, całkiem przyjemny w użyciu, ale musi poczekać w kolejce, ponieważ stosuję teraz inny krem tego typu.

Ucieszyłam się natomiast z bazy pod cienie Cashmere firmy Dax Cosmetics. Baza zebrała swego czasu sporo pochwał, więc cieszę się, że mogę ją postosować. Jest w dużym, wygodnym, odkręcanym pudełeczku. Konsystencja, jak wszystkich tego typu baz: delikatna, gęstsza nieco od kremu. Daje beżowy, delikatnie świetlisty efekt. Nakładana cienką warstwą trzyma dobrze cienie do powiek cały dzień, nie rolują się.. cóż niezła konkurentka bazy ArtDeco, kultowej już i jednej z najlepszych, jakie znam.


Jakie macie wrażenia z Waszych pudełeczek, jeśli je zamawiałyście? 
Jaki produkt najbardziej Was zainteresował?

28 października 2012

peelingi myjące - uzależniają

Muszę się do czegoś przyznać. Jestem uzależniona od peelingów myjących. Wszystko oczywiście przez internet i dziewczyny z blogosfery. Pierwszy był peeling cukrowy z Perfecty pomarańczowo - waniliowy. Uwielbiam wszystkie pomarańczowe, cytrynowe, limonkowe zapachy.

Jest to produkt dosyć gęsty i wydajny. Niewielka jego ilość daje radę w umyciu całego ciała. Dzięki temu, że jest gęsty nie marnuje się go dużo w czasie użytkowania. Ale ale zauważyłam, że zanim skóra się do niego nie przyzwyczaiła zapychał mnie na dekolcie. Ale gdy zaczęłam używać go rzadziej (bo są inne uzależniacze) nie było więcej niespodzianek. Pozostawia na skórze tłusty przyjemny film.


Następny był gruboziarnisty peeling czekoladowy. Mhhh taki ma zapach, że tylko go zjeść (ale nie smakuje dobrze - próbowałam).


Ten ma bardziej płynną formułę, ale wbrew pozorom niezbyt wiele się marnuje na szczęście przy używaniu. Nie jest tak gruboziarnisty jak ten wyżej (wbrew nazwie), ale łatwo się rozprowadza na ciele. Zostawia bardzo niewielki film na skórze.


Bielenda ze swoim peelingiem trafiła do mnie po rekomendacji Naili. Byłam bardzo ciekawa zapachu tego peelingu no i rzeczywiście - zapach jest pyszny.

Mimo, iż jest cukrowy, cukier nie jest bardzo mocno wyczuwalny w użyciu. Ten produkt mimo, że jest średnio gęsty nie jest zbyt wydajny, ma jakąś taką konsystencję, że wymyka się z rąk przy myciu. Ma śliczny arbuzowy kolor.

Ostatnie moje odkrycie to peeling solny z Rossmana.

Sól morska zmieszana z olejkami eterycznymi, bardzo gruboziarnisty i szorstki, fajnie peelinguje ciało. A dodatkowo olejki bardzo intensywnie pachną i zostają jeszcze długo po kąpieli w powietrzu. Na ciele zostaje też po nim najbardziej tłusty film. Zapach nie wszystkim musi się podobać - mi się kojarzy z męskimi zapachami kąpielowymi - uwielbiam.
Jeśli chodzi o opakowania to Perfecta i Bielenda mają oszukańcze słoiki - to znaczy słoik wygląda na duży, ale w środku dno jest stanowczo wyżej, niżby się na pierwszy rzut oka wydawało. Peeling W&B jest w szklanym słoiku zapinanym taką metalową klamrą, która dziwnie koroduje, a poza tym jakoś do szkła nie mam zaufania w wannie.
Na koniec tabelka podsumowująca:



Perfecta
Ziaja
Bielenda
W&B
gęstość
gęsty
prawie płynny
średnio gęsty
b. gęsty
film na ciele
4
2
2
5
ziarna
4
2
3
5
zapach
pomarańczowy
czekoladowy
granat
świeży, męski
łatwość w rozcieraniu
3
5
4
3
  1-  najmniej, 5 - najwięcej