17 listopada 2012

pielęgnacja paznokci

Paznokcie regularnie maluję od początku tego roku. Moim noworocznym postanowieniem były codziennie pomalowane paznokcie i w ciągu tego roku rzeczywiście kilkanaście dni w sumie miałam je niepomalowane, choć zawsze z odżywką przynajmniej.
Moim problemem na początku była duża łamliwość paznokci oraz rozdwajanie się płytki. Potrafiły mi się rozdwoić do połowy płytki. Także utrzymanie mojego postanowienia nie było łatwe. Przeszłam przez różne bazy pod lakier. Używałam bazy z pierre rene, bazy orly - zarówno tej pomarańczowej jak i tej kredowej, jednak nie było rewelacji, mimo iż po cenie tych ostatnich liczyłam na super jakość - ale widocznie nie na moich paznokciach orlynumery ;). Kilka dobrych miesięcy używałam odżywki eveline 8w1 - na szczęście na mnie działała tylko dobrze (nie miałam żadnych skutków ubocznych opisywanych w blogsferze). Obecnie używam jako bazy Nailtek II. Lakiery mam przeróżne tanie i drogie, bardziej lub mniej kolorowe - tu można zobaczyć moją kolekcję. Jeśli chodzi o utrwalacz to używam mieszanki Seche Vite rozcieńczone (bo jak wiadomo szybko gęstnieje mimo małej buteleczki) + Nailtek Quicken. I o dziwo ten chemiczny eksperyment świetnie sobie radzi. Są lakiery, na przykład Miss Sporty - które trzymał się 5 dni i aż mi się znudził, odrobinę tylko ścierając się na brzegach.
Nie łudzę się, że dobry stan moich paznokci to jedynie Nailtek, wydaje mi się, że za twardość i mniejsze rozdwajanie odpowiada inna mieszanka chemiczna, tym razem dostarczana doustnie - biotyna+mega krzem. Uprzedzam jednak lojalnie, że ubocznym czynnikiem tych dwóch suplementów jest szybszy porost owłosienia wszelakiego hihi.

Dzisiaj na moich paznokciach jesienne niebo nocą, czyli 2 warstwy fioletu 425 Flomaru + top coat Golden Rose Paris nr 70 - czyli mieniące się pałeczki. 

12 listopada 2012

Pierwsze wrażenia z listopadowego Glossyboxa

Okazuje się, że zawartość pudełka Glossybox całkowicie na razie zaspokaja moje potrzeby nabywania kosmetyków i testowania nowości. Jak na razie część rzeczy, które dostawałam były dla mnie znane, ale raczej ze słyszenia o nich, niż własnego próbowania. Pudełkowe miniaturki są w sam raz do testowania i dla mnie wystarczają, żeby podjąć decyzję o ewentualnym zakupie pełnowymiarowego opakowania.

Listopadowe pudełeczko bardzo mi się spodobało, nawet pomimo tego, że dostałam kolejny, trzeci już krem pod oczy. Takich kremów mam już zapas na pół roku. Co jeszcze było w pudełku? Voucher na zakupy 20% do answear.com, serum Lierac, krem BB, baza pod cienie i miniaturka wody perfumowanej! Zobaczcie:


Wszystko dotarło do mnie w różowym (niestety, bo mam lekką awersję do tego koloru) pudełku z czarnym wypełnieniem, zawiązanym wstążką. Pierwsze, co chwyciłam do ręki, była to miniaturka wody perfumowanej francuskiej marki Chloe. Nie wiem, czy było zróżnicowanie zapachów, ale ja dostałam akurat taki, który już mam i który nosiłam na sobie już dawno temu, kiedy jeszcze nie był dostępny w Polsce. Potem jak się pojawił kupiłam buteleczkę i codziennie zachwycałam się tym lekkim i świeżym zapachem. Ucieszyłam się z miniaturki z Glosyboxa i potraktuję ją iście kolekcjonersko. A co.


Krem BB wprawił mnie w lekki popłoch. Ponieważ znając już nieco koreańskie kremy BB najróżniejszych firm bałam się rozczarowania, ale przecież to tylko 5ml, więc w sam raz do testów. Z doświadczenia wiem, że spokojnie na 2-3 tygodnie codziennego używania wystarczy. Z kartki informacyjnej przeczytałam, że pełnowymiarowy produkt kosztuje 203zł za 30ml! Zaskoczyli mnie, bo kremy bb kupuję w granicach do 100zł, a zazwyczaj koło 60-80zł.

Jak wrażenia? Krem nie jest zły, zachowuje się jak krem BB, czyli przede wszystkim nawilża, częściowo chroni przed słońcem (naturalne filtry przeciwsłoneczne, nie podano jakie, więc pewnie niskie faktory) i przede wszystkim dostosowuje się do koloru skóry. Tą ostatnią właściwość kocham w kremach BB, ponieważ dla mnie, bladolicej, jest ratunkiem wśród często za ciemnych podkładów na naszym rynku kosmetycznym. Nie bójcie się koloru kremu BB, on może w słoiczku być nawet i zielony, a skórę pokryje świetlistym beżem. O kremach BB mogę długo, ale żeby się nie rozpisywać dodam, że jest wystarczający, by wyrównać koloryt cery i zakryć delikatne piegi i ew. przebarwienia. Jest przy tym delikatny, ładnie pachnie i daje naturalne wykończenie makijażu. Ja jednak pozostanę przy swoich ulubionych koreańskich kremach BB, bo działanie porównywalne, a cena dużo niższa. Chociaż przyznaję, całkiem udany produkt, byłby jeszcze bardziej, gdyby nieco mocniej krył.
 

Kolejny produkt to Lierac Luminescence Serum, w 8ml tubce z delikatnym połyskiem perłowym, sugerującym zawartość. I rzeczywiście w środku bardzo lekki, prawie płynnej konsystencji krem mający dawać rozświetlenie i ujednolicenie cery. Po nałożeniu na skórę delikatnie rozświetla, ale nałożenie na niego kremu BB skrywa ten efekt. Producent sugeruje wymieszanie tego serum z podkładem/kremem na dzień. Nie kupię go, ponieważ na drugim miejscu ma składnik, który mnie zapycha, ale przetestuję do dodając do swojego kremu na dzień, może mnie za kilka dni bardziej zachwyci? Jak nie zapcha..


Krem pod oczy Glyskincare Hydrating Eye Cream ma leciutką konsystencję, porównywalną do Flos-lek. Produkt  pełnowymiarowy, całkiem przyjemny w użyciu, ale musi poczekać w kolejce, ponieważ stosuję teraz inny krem tego typu.

Ucieszyłam się natomiast z bazy pod cienie Cashmere firmy Dax Cosmetics. Baza zebrała swego czasu sporo pochwał, więc cieszę się, że mogę ją postosować. Jest w dużym, wygodnym, odkręcanym pudełeczku. Konsystencja, jak wszystkich tego typu baz: delikatna, gęstsza nieco od kremu. Daje beżowy, delikatnie świetlisty efekt. Nakładana cienką warstwą trzyma dobrze cienie do powiek cały dzień, nie rolują się.. cóż niezła konkurentka bazy ArtDeco, kultowej już i jednej z najlepszych, jakie znam.


Jakie macie wrażenia z Waszych pudełeczek, jeśli je zamawiałyście? 
Jaki produkt najbardziej Was zainteresował?