30 września 2012

porządek w lakierach

Po tym jak nissiax83 pokazała wykorzystanie próbnika do lakierów - ja zapragnęłam mieć taki sam. A dokładnie zapragnęłam w końcu porządku w moim małym lakierowym bałaganie. Drogą kupna nabyłam najpierw jeden (bo więcej nie było w hurtowni) potem Naila kupiła mi jeszcze trzy. I na szczęście 4 wystarczyły jak na razie, aczkolwiek jak ilość lakierów będzie przyrastać w takim tempie jak dotychczas to będzie trzeba zakupywać następne. Oprócz pomysłu Agnieszki do zabrania się za porządki skłoniła mnie również moja skleroza - po prostu przestałam pamiętać co mam w lakierowym koszyku i malowałam pazury 4 lakierami w kółko (mając ich jak się okazało koło 60).
Tak wyglądały prace przygotowawcze - podzielenie kolorów:


Wzorniki numerowałam a następnie na zakrętkę lakieru naklejałam nalepkę z numerkiem żeby potem potrzebny w danym momencie kolor łatwiej znaleźć. Nie jest to idealny sposób bo już widzę słabą trwałość nalepek z numerami ale na nic dla mnie praktyczniejszego jeszcze nie wpadłam.

Oto moje wzorniki:





A Wy jak ogarniacie swoje lakiery??

p.s.  swatche pomadek będą niebawem

22 września 2012

mac - owe marzenie

Żeby nie polski yt to pewnie absolutnie nie miałabym potrzeby posiadania kosmetyków Mac, ponieważ jest cała masa równie fajnych a o wiele tańszych kosmetyków. Jednak cóż oglądanie filmów urodowych weszło mi w krew, a w związku z tym i konsekwencje musiały się pojawić. Konsekwencje związane z zwiększeniem się ilości kosmetyków wprost proporcjonalnie do zmniejszenia się ilości pieniędzy w portfelu (a nie wiem czy nie przekombinowałam z tą matematyką). I tak było z Mac-kiem, no chciałam mieć kilka rzeczy. A, że nadarzyła się okazja poproszenia znajomej przyjeżdżającej z USA na urlop to zaszalałam. Szaleństwo tym większe, że szum informacyjny spowodował że zamiast "lub" znajoma przeczytała "i" a w związku z tym mam trzy bardzo do siebie podobne pomadki :) Jak mówimy o pomadkach to oto one:



Więcej o nich opowiem pokazując jak wyglądają w akcji za jakiś czas, jak już je przetestuję.

Oprócz pomadek zamarzył mi się studio fix, na razie stosowałam go tylko jako puder - nie wydaje się za bardzo kryjący na mnie, ale i nie powiem żeby testy były opiniotwórcze. Mam też fantastyczny róż, z którym trzeba uważać bo daje czadu kolorem, ale efekt jest śliczny.

19 września 2012

Holo topping, please!

Essence od jakiegoś czasu ma bardzo ciekawe propozycje kolorystyczne lakierów do paznokci, ale nie tylko. Będąc ostatnio w Naturze udało mi się trafić w szafie tej firmy, pięknie mieniący się lakier nawierzchniowy o pełnej nazwie: Essence special effect topper nr 12 holo topping, please!  z serii Nail art. Lakier zachwycił mnie mutlikolorowymi drobinkami niesamowicie błyszczącymi w świetle lampek. lakier ma bazę przezroczysto-bladoróżową i tysiące 'migotek' :) Ładnie wygląda solo na paznokciach, jako samodzielny lakier, chociaż próbowałam też położyć na opisywanym niedawno różowym nudziaku Bourjois 10 days i też sprawował się nieźle, wtapiając się kolorystycznie i dając migoczące wykończenie.

To lakier dający efekt holograficzny, ale dużo delikatniejszy od typowych lakierów holo. W wieczornym świetle lampy migoce trójwymiarowo (efekt nocnego nieba, gdzie bliższe gwiazdy błyszczą mocniej, w tle słabiej). W dzień jest dość dyskretny i nie bije blaskiem 'migotek' po oczach.

Uwielbiam efekt, jaki robi na paznokciach, nawet mimo tego że, jak wszystkie lakiery tego typu, nie zmywa się migiem. Tragedii przy zmywaniu jednak też nie ma.

Zdjęcia przy wieczornym świetle lampki:



Zdjęcia w dziennym świetle:


13 września 2012

Glossybox we wrześniu

Na wrześniowe pudełko Glossybox trochę się naczekałyśmy, bo każda zamawiająca chciałaby dostać je jak najszybciej i czekałyśmy już od początku miesiąca. Pudełko dotarło do mnie wczoraj, a ja wieczorem zdążyłam już kilka rzeczy użyć :)

Oto co dostałam w tym miesiącu i jakie są moje pierwsze wrażenia:


Pierwszym produktem, który wyjęłam z bladoróżowego pudełka, było małe blaszane pudełeczko stylizowane na takie sprzed stu lat, zawierające organiczny balsam do ust Figs & Rouge. Balsam ma wygląd jasnego wosku, po dotknięciu palcem lekko się rozpuszcza, dzięki czemu możemy nabrać jego niewielką ilość i nałożyć na usta. Moje usta zostały delikatnie natłuszczone i nawilżone, a po nocy nie były suche i były wygładzone. Na takich ustach bardzo dobrze wyglądają pomadki. Produkt jak na razie mi się podoba, jest to kosmetyk pełnowymiarowy.


Kolejny produkt został przeze mnie użyty podczas wieczornego mycia włosów, jest to bowiem ekspresowa odżywka do włosów farbowanych firmy Phyto Paris. Całkiem przyjemna w użyciu, nałożyłam na umyte włosy i odczekałam około 10min. Włosy po wysuszeniu były lekkie, sypkie i błyszczące. I, jak obiecuje producent, łatwe do rozczesania. Ja, co prawda i tak rozczesuję włosy szczotką Tangle Teezer, więc mi i tak było łatwo :) Włosy podczas dzisiejszego dnia układały się bardzo dobrze, nadal są sypkie i miękkie, zobaczymy jeszcze po kilku użyciach, chociaż na razie zapowiada się nieźle.


Trzecim produktem, który zdążyłam już użyć był peeling szafirowy, przeciwzmarszczkowy. Produkt, który mnie całkowicie zaskoczył i to pozytywnie. Peeling Yoskine firmy Dax Cosmetics dla cery normalnej i mieszanej jest wersją mechaniczną peelingu - mikrodermabrazją, ale do wykonania w domu. Mikrodermabrazję w salonie kosmetycznym wykonuje się za pomocą specjalnego urządzenia, tutaj rozsmarowujemy krem z drobinkami ścierającymi palcami, nakładając go na umytą, wilgotną skórę. Pierwsze wrażenie - niesamowite! Miałkie drobinki, jak dla mnie dość ostre, rozmasowywałam na twarzy i muszę przyznać, że byłam zaskoczona ilością tych drobinek. Zazwyczaj peeling ma większe elementy ścierające i występujące w kremie rzadziej, tutaj czuło się pod palcami całe ich mnóstwo. Cera została naprawdę mocno oczyszczona i wypolerowana, i nie powiem, ale można by było spokojnie przyrównać ją do pewnego najgładszego fragmentu niemowlaka... Świetny produkt, jednak nie do codziennego stosowania, bo bardzo mocno działa!

Czwarta rzecz znaleziona w pudełku, to balsam do ciała Pink Chiffon z Bath&Body Works, bardzo mocno i intensywnie pachnący, i bardzo długo. Pachnie owocowo, a po jakimś czasie może stać się męczący. To produkt pełnowymiarowy, w wersji małej bardzo wygodnej i kolorowej buteleczki. Wchłania się bardzo szybko i czuć w pierwszej chwili nawilżenie. Pachnie tak mocno, że wg mnie może zastąpić wodę toaletową..


Ostatnim produktem jest krem do skóry normalnej firmy Nuxe. krem ma być nawilżający i pozostawiać cerę piękną i promienną. Zobaczymy :)


Załoga Glossy poinformowała, że we wrześniowym pudełku dopasowywała kosmetyki pod preferencje zamawiających, które to w formie krótkiej ankiety zwanej Profilem Piękności, uzupełnia się na ich stronie. U mnie wszystko pasuje: krem dostałam do skóry normalnej, którą właśnie mam, włosy farbowane, bo już farbuję... produkt przeciwzmarszczkowy - akurat takie produkty spokojnie mogą stosować wszystkie osoby po 20. Ja jak najbardziej :)

Najbardziej podobają mi się dwa produkty: peeling - mikrodermabrazja oraz balsam do ust. Tym bardziej się z nich cieszę, że sama tych produktów prawdopodobnie bym nie kupiła, a jak na razie, po pierwszych próbach, są dla mnie strzałem w dziesiątkę!

08 września 2012

Lakierowe zakupy Essence i rozterka

Opisywałam niedawno lakier Essence z serii Colour & go w nowej buteleczce. Ten kremowy lakier w lazurowym kolorze o nr 128 let's get lost  szybko stał się moim ulubieńcem, ponieważ podoba mi się w nim wszystko: kolor, boski pędzelek i trwałość. Jak tylko zaczęły się pojawiać lakiery odnowionej serii w polskich drogeriach, kupiłam jeszcze dwa: przyszarzały błękitniak 127 i love bad boys oraz szaraczek 142 grey-t to be here lakier, który w pierwszej chwili wydawał mi się za szary, w drugiej zaintrygowały mnie różowawe drobinki, w trzeciej chwili przestały mi się podobać wszystkie lakiery obok i nie było wyjścia, jest mój :)

 Od lewej Essence Colour & go: 128 let's get lost, 127 i love bad boys, 142 grey-t to be here

 Od lewej Essence Colour & go: 128 let's get lost, 127 i love bad boys, 142 grey-t to be here

Rozterka jest taka, że o ile lazurowy lakier trzyma się u mnie średnio 3 dni, to nowo zakupione lakiery nie wytrzymują nawet jednego dnia! Trwałością jestem bardzo rozczarowana.. Mimo pięknego koloru, mimo wspaniałego pędzelka i konsystencji i zastosowania topu Seche Vite, nie dam rady nosić tych dwóch lakierów: błękitnego i szaraczka i cieszyć się pięknymi kolorami na paznokciach. Ależ jestem zła. Mam jeszcze teorię, że tylko lakiery z drobinkami tak źle się trzymają, lazurowy drobinek nie posiada, to typowy krem. Ale, żeby się o tym przekonać muszę kupić jeszcze jeden laker, tym razem bezdrobinkowy..

A może któraś z Was ma kremowy lakier z tej nowej serii i napisze mi, jaka jest jego trwałość?