27 lipca 2012

Słodkie sny Orientany

O firmie i kosmetykach Orientana dowiedziałam się od Agabil1, która wspomniała, że zainteresowała się tymi naturalnymi kosmetykami bez chemii, sztucznych zapachów, PEG'ów, parabenów i barwników. Kosmetyki te są stworzone ze składników roślinnych z czystych ekologicznie rejonów Azji i wg ich receptur. Ponieważ od dłuższego już czasu interesuję się kosmetykami z tych rejonów świata, między innymi koreańskimi kremami bb i maskami, zainteresowałam się również Orientaną i zamówiłam interesującą mnie maskę-krem z papai Oriantana Pawpaw whitening sleeping facial mask.


Jest to produkt tzw. sleeping mask, to znaczy jest to lekka, żelowa maska, którą nakłada się na twarz przed spaniem i się jej nie zmywa, żeby działała całą noc.

Maska-krem z papai ma działanie wybielające, wygładzające, oczyszczające oraz odżywiające. Ma wspaniały skład: zawiera enzym złuszczający papainę, ekstrakt z owsa, kwasy owocowe, ekstrakt z aloesu, lewoskrętną witaminę C i A, oraz witaminę B5.

Papaina delikatnie złuszcza naskórek, przez co powoduje, że cera wygląda świeżo, powoduje też powolną redukcję przebarwień. Owies i aloes wygładzają, łagodzą i nawilżają, natomiast wit. C i A działa przeciwstarzeniowo. Same plusy! Maska jest w formie delikatnego, bladoróżowego, przezroczystego żelu i w opakowaniu jest jej 200g, co wystarczy na kilkumiesięczną kurację.



Po miesiącu stosowania muszę przyznać, że moja cera jest bardzo dobrze nawilżona i rozświetlona. Krem nie zapycha, wchłania się prawie całkowicie, tak, że raczej nie da się nic zostawić na poduszce.. Zapach ma bardzo neutralny, dość delikatny. Przebarwień i piegów mi ta maska jeszcze nie usunęła, ale tutaj podejrzewam, że trzeba byłoby u mnie zadziałać czymś dużo mocniejszym, niż krem żelowy.

Ogólnie jestem bardzo zadowolona z tej maski i efektów na skórze. Lubię ją stosować na noc, ale czasem nakładałam też pod krem z filtrem na dzień i pod makijaż, i też było dobrze.

20 lipca 2012

zarqa - w trosce o twarz

Będąc niedawno na Litwie zaszalałam i bez testowania zakupiłam sobie kosmetyki naturalne do pielęgnacji twarzy problematycznej. Zasadniczo nie kupuję nowych, nieznanych mi produktów w ciemno, a tu jakoś tak poczułam chęć i jak na razie intuicja mnie nie zawiodła.

ZARQA to holenderska firma produkująca naturalne kosmetyki w oparci o składniki mineralne z Morza Martwego.Ja korzystam z serii young (i czuję się o wiele młodziej).

Co można o kosmetykach znaleźć na ich stronie:





Pure Skin Cleansing Wash - to żel do mycia twarzy o tłustej i problematycznej cerze (choć wspominają również, że w przypadku wyprysków na innych częściach ciała można go używać również poza twarzą). Zawiera złożone antybakteryjne minerały z Morza Martwego oraz kwas salicylowy, które mają za zadanie oczyścić skórę. Działa, wnikając głęboko, oczyszczając z brudu, nadmiaru sebum i bakterii, zapobiega wypryskom i zaskórnikom. Aloe Vera zapewnia uspokajający i kojący efekt.








Pure Skin Cream - kremowa formuła ma za zadanie koić, ale również normalizuje nadmiar sebum i chroni przed zabrudzeniami.Dzięki witaminie E i Aloe Vera, skóra jest fajna i miękka po użyciu.





Pure Skin Treatment - pasta do stosowania punktowego, mająca za zadanie leczyć wypryski i zaskórniki.
Działa dwufazowo ponieważ zawiera wysoką  dawkę minerałów z Morza Martwego, kwas salicylowy i siarka. Kwas salicylowy hamuje stan zapalny i zapobiega rozwojowi bakterii. Tlenek cynku ma działanie wysuszające, a ryż Oryza - koi i chłodzi skórę, dzięki czemu różowe przebarwienia stają się mniej widoczne.










Stosuję te kosmetyki od 20 dni i na razie jestem zadowolona, ale więcej pewnie będę potrafiła powiedzieć przy denku :)

M.

18 lipca 2012

Lipcowy Glossybox

Glossybox, to comiesięczna prenumerata miniaturek pięciu kosmetyków, które przynosi nam kurier do domu. Elementem zabawy jest to, że żadna z dziewczyn, która czeka na pudełko, nie wie, co w nim będzie. Taki element niespodzianki, jak mały prezent pod choinkę :) Dla mnie, łakomej poznania nowości kosmetycznych marek, których nie używałam jeszcze, to ogromna pokusa!

Niespodzianka ma jednak to do siebie, że nie zawsze się podoba. Nie wszystkie produkty zachwycą w działaniu, ale takie testowanie, to dobra okazja, żeby się ustrzec, przed kupieniem bubla. Z drugiej strony można też trafić na produkt, który się naprawdę przyda, a na który, na drogeryjnej lub aptecznej półce nawet byśmy nie spojrzały!

W tym miesiącu paczka Glossybox zawierała:


Jakie są pierwsze moje wrażenia? Jestem bardzo zadowolona z tego boxa, dostałam produkty, których nie znam i chętnie przetestuję.

Bardzo ucieszyłam się z wybielającego lakieru do paznokci Alessandro: Pro White Original, który jest przezroczysto-fioletowy i dwie jego warstwy na moich paznokciach spowodowały ich zdrowszy wygląd i leciutkie raczej rozbielenie końcówek paznokci, mało zauważalne niestety. Lakier ma świetny pędzelek i zobaczymy, czy sprawdzi się również jako baza pod lakier kolorowy..


Maski do włosów uwielbiam i stosuję namiętnie, więc tą, firmy Über przetestuję przy najbliższej okazji, tym bardziej, że ma dobry skład i jako kosmetyk naturalny i nietestowany na zwierzętach ma szansę stać się moją na długi czas :) Jeśli się sprawdzi, oczywiście.

Tusz do rzęs to pełnowymiarowy produkt angielskiej marki Nouveau Lashes, zajmującej się między innymi przedłużaniem i zagęszczaniem rzęs. Mam akurat takie rzęsy i szczerze mówiąc tusz do nich raczej mi nie jest w tej chwili potrzebny, chyba, że na dolne rzęsy, żeby wyrównać efekt zagęszczania. Myślę, że jeśli mi się te moje 'państwowe' rzęsy przerzedzą, to wypróbuję, bo z tego, co doczytałam, nie powinien szkodzić klejowi takich rzęs.


Krem pod oczy Siquens już zaczęłam używać. Pierwsze wrażenia: delikatny, dobrze się rozprowadza i wchłania. Ma dość neutralny, delikatny zapach i bajeranckie drobinki, które widać, ale malutko i dopiero jak się specjalnie przyjrzeć. Cieszę się, że Glossybox dopasował wersję tego kremu do mnie i dostałam krem o mocniejszym działaniu.

Żel pod prysznic Lierac ma nawilżać i jest na bazie ekstraktów z 3 białych kwiatów: gardenii, kamelii i jaśminu. Zapach dla mnie lekko duszący, wolę świeże lub czekoladowe, ale ciekawi mnie jak to będzie z nawilżaniem, bo produkt ma na drugim składzie Sodium Laureth Sulfate (SLS), który powoduje u mnie przesuszanie skóry przy dłuższym używaniu, chyba że pozostałe składniki, jak np. roślinna gliceryna to zneutralizują. Zobaczymy dosłownie w praniu :)

17 lipca 2012

kameleon


Chyba nie odkryję Ameryki, kiedy powiem, że sfotografować kameleona to sztuka sama w sobie. Ale prób kilka podjęłam i oto mój nowy kameleon w wersji dziennej, wieczorowej, z lampą i bez :) 
Lakier zakupiony na urlopie w Niemczech firmy Wet&Wild fastdray E237C o nazwie Gray`s Anatomy. Uśmiechnęłam się właśnie pod nosem, bo trzaskam sobie urlopowo 7 sezon ww. serialu.
Lakier jest srebrno - fioletowo - zielony - wszystkie odcienie jakie przybiera są chłodne, żeby nie powiedzieć zimne takie lodowe. Lakier jest bardzo rzadki, a więc aby dobrze pokryć paznokieć trzeba nałożyć go przynajmniej trzy warstwy. Pędzelek zostawia smugi. Jakoś się nim zawiodłam, aczkolwiek na pewno dam mu jeszcze przynajmniej jedną szansę.
M.

14 lipca 2012

Różowawy nudziak Bourjois 10 days

Będąc na wakacyjnym wyjeździe na Litwie, w Druskiennikach, gdzie razem z Madziulą wybrałyśmy się na odpoczynek do SPA, zajrzałyśmy w międzyczasie do lokalnej drogerii Kosmada. Niewielki, ale całkiem dobrze zaopatrzony sklep z lakierami i odżywkami Orly, mnóstwem kosmetyków naturalnych, markowymi perfumami i kremami, kolorówką Pupy, Artdeco i innymi mniej lub bardziej znanymi produktami. Wśród tego wszystkiego znalazłyśmy lakiery magnetyczne Golden Rose, o których będzie innym razem, oraz rząd kolorowych lakierów Bourjois, obok których nie dało się przejść obojętnie.

Bourjois 10 days anti-choc no chips to nowe lakiery na rynku tej firmy, które mają przedłużoną trwałość. Wg producenta nie odpryskują do 10 dni, mają wzmacniającą formułę z krzemem, a poprzez zastosowanie skośnego pędzelka malowanie ma być prostsze i bardziej precyzyjne.

Na stronie Bourjois pokazanych jest 15 kolorów, nie wiem ile dostępnych jest w Polsce, ja natomiast zaopatrzyłam się w jeden o kolorze różowego nudziaka, który jako pierwszy wpadł mi w oko na półce. Numer 14.



Co mi się w nim spodobało? Przede wszystkim cudny kolor! Taki lekko przyszarzony róż, delikatny mauve, absolutnie niemajtkowy, bardzo naturalnie wyglądający na dłoni, alternatywa dla spokojnego, niebeżowego manicure, pasującego na każdą okazję. Wygląda jakby był kremowy, jednak ma delikatny różowy shimmer. Pędzelek w dłoni trzyma się super dzięki spłaszczeniu nakrętki, podoba mi się również 'click' podczas zakręcania, pokazujący, że nakrętka wskoczyła na swoje miejsce i buteleczka jest już zakręcona.

Emalię nakłada się bardzo dobrze, konsystencja w sam raz, do pędzelka natomiast trochę się trzeba przyzwyczaić, ale nie utrudnia nakładania. Lakier jest gładki i błyszczący, bardzo szybko wysycha i dość dobrze kryje. Na upartego można by było położyć jedną warstwę, ja jednak pomalowałam dwie.

U mnie trzymał się 4 dni, czwartego dnia wykonywałam mnóstwo robót domowych i lakier zaczął się ścierać na końcach.. ale nie odprysł! Mam wrażenie, że trzymałby się dużo dłużej, gdyby tak sobie nic nie robić, tylko pięknie wyglądać... :) 

Na koniec zrobił mi piękną niespodziankę, bo zmył się zmywaczem bezproblemowo i bez pocierania. Tym bardziej go polubiłam i na pewno będę go często używać.



Recenzja pojawi się również w Klubie lakierowym.

12 lipca 2012

wakacyjny meni

Nie jest łatwo zrobić dobre zdjęcia pazurów. Już nic nie mówiąc o tym, że kiedy zaczęłam takowe robić, zaczęłam dostrzegać na nich właśnie jeszcze pewne niedoskonałości techniki malowania. Ale jak ze wszystkim trochę doświadczenia i dojdę do wprawy (także wybaczcie).
Dzisiaj dwa kolory goszczące na moich dłoniach.
Pierwszy to Catrice 780 Welcome to Roosywood - kolor brudnego różu. zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Wcześniej nie miałam lakierów tej firmy i niestety zawiodłam się. Być może to wina dłuższego stania na półce sklepowej, a może otwierania lakieru przez klientki - w każdym razie lakier jest bardzo gęsty i ciężki w manewrach. Druga warstwa niedokładnie doprowadzona po całej płytce odznacza się od warstwy pierwszej (przy skórkach). Do wykończenia looku użyłam tooper z essence, który uwielbiam za efekty jakie daje.

Drugi kolor do szary wpadający w kakaowy, czasami miałam wrażenie że z domieszką fioletu - to Manhattan M&Buffalo 03. przyzwoicie się rozprowadzał, dwie warstwy wystarczyły aby pokryć płytkę. Dobrze się trzymał na paznokciach. Na jednym palcu topper jw. (ten będzie królował w te wakacje coś czuję).
Jako utwardzacza używam Seche Vite, który to strasznie gęstnieje ... ale już wiem, że następnym razem powinnam zakupić mniejszą buteleczkę i przelewać aby ograniczać dostęp tlenu do preparatu.



światło dzienne

światło sztuczne
M.

05 lipca 2012

zielono mi

Nie, nie, nie zzieleniałam zupełnie ...
Oglądając filmy na yt znowu wpadł mi w oko sposób zdobienia paznokci zwany przeze mnie prywatnie "paplańcem". Miałam akurat pod ręką dwie zielenie: ciemną - China glaze 949 starboard oraz jasną lekko mieniącą się ale bez drobinek brokatu - Miyo 62 brilliant lime. 
I cóż starczyło mi cierpliwości jedynie na cztery palce (po dwa na każdą rękę) i nie wiem czy to to wina lakieru Chg czy może czegoś powinnam była dodać do wody - ale ciemna zieleń robiła się bardzo rozmyta - lakier przy zetknięciu z wodą jakby tracił kolor. 
Tak czy siak efekt fajny, obmywanie palców upaplanych lakierem po łokcie było mniej pasjonujące ale, ale może poprawię technikę i spróbuję jeszcze raz :)




M.

Lakier Orly Green With Envy, czyli turkusem po oczach

Lakier o kolorze Green With Envy pochodzi z kolekcji Hot Stuff, do której w większości należą lakiery w kolorach neonowych. Green With Envy jest kolorem dla mnie niezwykłym, bo jest to morski turkus w połączeniu z głębinową zielenią, taki teal. Przypomina kolor oceanu w słoneczny dzień i wakacje :) To krem, nie posiada żadnych drobinek.

Wymaga trzech cienkich warstw lub dwie grubsze. Na moich osłabionych paznokciach trzymał się dwa dni bez bazy. Jednak polecam stosować coś pod spód, bo zabarwia lekko paznokcie.

Lakier nie zawiera DBP, Toluenu oraz Formaldehydu, ma bardzo wygodną nakrętkę, w dotyku gumowaną, którą bardzo dobrze i pewnie się trzyma pędzelek. Zmywa się bezproblemowo.

Na paznokciach mam dwie grubsze warstwy lakieru + top wysuszający.

Dzienne światło:

Sztuczne światło: